Co planuje rząd?
Podatek bankowy w Polsce to temat, który wraca jak bumerang. Rząd zapowiedział zmiany w konstrukcji obciążeń fiskalnych dla sektora finansowego. W skrócie: z jednej strony podniesienie podatku dochodowego (CIT) dla banków (nawet do 30%), a z drugiej stopniowe obniżanie podatku bankowego – czyli tej daniny od aktywów.
Oficjalny cel? Z jednej kieszeni wziąć więcej, z drugiej trochę oddać – tak, żeby wilk był syty, a owca przynajmniej miała jeszcze futro 😉. W praktyce chodzi o to, by zwiększyć wpływy budżetowe, a jednocześnie nie zahamować akcji kredytowej. Brzmi rozsądnie? Zależy, z której strony patrzeć.
Ile banki już dają państwu?
Zanim jednak ocenimy plan, warto zobaczyć, ile banki już teraz „dorzucają się” do państwowej kasy. Bo to wcale nie są drobne:
- Z tytułu CIT banki wpłaciły około 13 miliardów złotych – to aż jedna czwarta wszystkich wpływów z tego podatku w Polsce.
- Podatek bankowy (od aktywów) przynosi kolejne 6 miliardów złotych rocznie.
- Do tego dywidendy, które w ostatnich latach zasiliły budżet kwotą ponad 3,5 miliarda złotych.
Łącznie mówimy o około 22,5 miliarda złotych rocznie. To gigantyczna suma, która czyni sektor bankowy jednym z największych „sponsorów” państwa. Nic dziwnego, że gdy rząd szuka nowych źródeł dochodów, najpierw zerka właśnie w stronę banków.
Stawiasz swoje pierwsze kroki w budowaniu finansowej wolności?
Co to oznacza dla budżetu?
Z punktu widzenia państwa plan wygląda jak marzenie. Więcej wpływów z CIT oznacza dodatkowe miliardy złotych rocznie. To środki, które mogą zasilić obronność, zdrowie publiczne czy kolejne programy społeczne. W czasach, gdy wydatki rosną szybciej niż inflacja w latach 90., każda dodatkowa złotówka dla rządu jest na wagę złota.
Problem polega na tym, że gospodarka to system naczyń połączonych. Jeżeli banki będą miały mniej pieniędzy na finansowanie gospodarki, może ucierpieć sektor MŚP, rynek nieruchomości, a w konsekwencji tempo wzrostu PKB. Państwo więc wygra w krótkim okresie, ale w dłuższej perspektywie efekt może być mniej różowy. 🤔
Jak to odczują konsumenci?
No dobrze, a co z nami – klientami banków?
Po pierwsze – kredyty. Banki, widząc, że fiskus podnosi im CIT, mogą próbować odbić to sobie na nowych kredytach. W praktyce oznacza to wyższe marże hipoteczne i droższe finansowanie dla firm. Kto planuje kupić mieszkanie na kredyt, może się spodziewać, że rata urośnie szybciej, niż chciałby to widzieć w domowym budżecie.
Po drugie – depozyty. Jeśli banki mają mniej zysku do rozdysponowania, mogą mniej chętnie płacić atrakcyjne odsetki na lokatach. Zamiast obiecywanych „6%”, nagle na rynku zobaczymy oferty rzędu „3% i nie marudź”. To oczywiście wypchnie część oszczędzających w stronę obligacji skarbowych czy ETF-ów, co może być nawet zdrowe dla rynku kapitałowego.
Czyli konsument jest w tej układance trochę jak kibic piłkarski – sam nie gra, ale i tak płaci za bilet (i hot-doga przy okazji 😅).
Jak dorobić na promocjach bankowych?
Choć banki kojarzą się głównie z zabieraniem pieniędzy (kredyty, opłaty, prowizje 🙄), to trzeba im oddać jedno – potrafią też sypnąć groszem, jeśli dobrze trafisz w promocję. Dla konsumenta to świetny sposób na dorobienie kilkuset złotych w skali roku praktycznie „za nic”. Jak to działa? Bank chce przyciągnąć nowych klientów, więc oferuje bonus – np. 300 zł za założenie konta i wykonanie kilku płatności kartą, albo zwrot części wydatków na zakupy przez pierwsze miesiące. Ty korzystasz, on liczy, że zostaniesz na dłużej. Jeśli jednak podejdziesz do tego sprytnie, możesz „skakać” z promocji do promocji i w ciągu roku zgarnąć nawet kilka tysięcy złotych dodatkowego dochodu. To może nie jest plan na emeryturę, ale na dodatkowy weekendowy wypad albo opłacenie rachunków? Czemu nie 😉
A co z giełdą?
Banki to jedne z największych spółek notowanych na GPW. PKO BP, Pekao, Santander czy mBank potrafią ciągnąć cały indeks WIG20 w górę lub w dół. Jeżeli więc państwo mocno przytnie ich zyski, efekt na giełdzie jest łatwy do przewidzenia: niższe dywidendy, niższe wyceny, spadki kursów.
Dla inwestorów indywidualnych, którzy kupowali akcje banków głównie pod dywidendy, to może być spore rozczarowanie. I nawet jeśli w długim terminie sektor pozostanie stabilny, w krótkiej perspektywie możemy zobaczyć nerwowe ruchy i wyprzedaże. A giełda, jak wiemy, nie lubi niepewności. 📉
Banki w ogniu krzyżowym
Same banki znalazły się więc w trudnym położeniu. Z jednej strony muszą oddać państwu większą część swoich zysków. Z drugiej – oczekuje się od nich, że będą dalej finansować rozwój gospodarki i udzielać kredytów. To trochę jak kazać komuś biec szybciej, ale wcześniej podwiązać mu sznurówki.
Nic dziwnego, że przedstawiciele sektora ostrzegają: jeśli podatki będą zbyt wysokie, akcja kredytowa spadnie, a gospodarka straci miliardy. Oczywiście – bankowcy mają w tym swój interes i często dramatyzują, ale jest w tym też sporo racji.
Czy są inne rozwiązania?
No właśnie – czy naprawdę jedynym sposobem na zwiększenie dochodów państwa jest podnoszenie CIT-u dla banków? Niekoniecznie.
Rząd mógłby pójść inną drogą i zachęcać banki do wypłacania wyższych dywidend. W takim scenariuszu Skarb Państwa (który ma udziały w największych bankach) i tak dostałby większy kawałek tortu, a jednocześnie sektor finansowy nie musiałby zmagać się z tak dużym obciążeniem podatkowym. Można by też wypracować model, w którym część dywidend trafia do budżetu, a część zostaje w bankach na rozwój i kredytowanie gospodarki.
Brzmi bardziej jak partnerstwo niż jak strzyżenie owiec, prawda? 🙂
Kto tu wygrywa, a kto przegrywa?
Podsumujmy układ sił:
- Państwo – wygrywa, bo dostaje większe wpływy podatkowe.
- Banki – przegrywają, bo ich zyski netto spadają.
- Inwestorzy giełdowi – przegrywają, bo dywidendy mogą być mniejsze, a kursy spółek niższe.
- Konsumenci – stoją w środku. Mogą odczuć droższe kredyty i słabsze lokaty, ale jeśli konkurencja w sektorze zadziała, skutki mogą być złagodzone.
Widać więc, że to nie jest prosta gra zero-jedynkowa. To raczej układanka, w której rząd próbuje zbilansować swoje potrzeby z możliwościami banków.
Co robić jako klient banku?
Dla nas – zwykłych konsumentów – kluczowe jest, żeby nie zasypiać gruszek w popiele. Jeśli planujesz kredyt, obserwuj oferty i reaguj, gdy marże idą w górę. Jeśli masz oszczędności, nie trzymaj wszystkiego na lokacie – warto rozważyć obligacje skarbowe, IKE, IKZE czy fundusze ETF. Dywersyfikacja to nasz najlepszy przyjaciel, gdy fiskus i banki grają w swoją grę.
To dobry moment, żeby przypomnieć, że Finansowy Front to serwis edukacyjny. To nasze opinie, a nie rekomendacje inwestycyjne. Każdą decyzję podejmuj, patrząc na swoją sytuację finansową i życiową.
Stawiasz swoje pierwsze kroki w budowaniu finansowej wolności?
Finansowy Front – ostatnie słowo
Zmiany w podatku bankowym to nie tylko techniczne tabelki w ustawie. To realne konsekwencje dla budżetu, banków, inwestorów i zwykłych ludzi. Państwo zyska miliardy, banki stracą część zysków, a my możemy zapłacić wyższą ratę albo dostać niższe oprocentowanie lokaty.
Czy to katastrofa? Jeszcze nie. Ale na pewno coś, co warto śledzić, bo w finansach nie ma darmowych obiadów. Jeśli rząd wyciąga rękę po pieniądze banków, to one prędzej czy później wyciągną rękę po nasze portfele. 😉